XL: Cześć, jak się masz?
Spoko, siedzę sobie w domu w Helsinkach, popijam kawkę...
XL: Podobno niedawno byłeś chory.
Tak to był jakiś ciężki przypadek grypy. Wiesz, wirus grasuje po Europie. Na półtora tygodnia zupełnie straciłem głos. Teraz wszystko wróciło już do normy.
XL: Słyszałem, że jednym z twoich przodków był hrabia Drakula.
Tak naprawdę, to nie wiem. Tę historię opowiadała mi moja babka, kiedy byłem dzieckiem. Niestety, babka już nie żyje, więc nie mogę zapytać się jej o szczegóły. Ale jestem w trakcie poszukiwań.
XL: A czy czujesz z nim związek duchowy?
(śmiech) Nie bardzo. Staram się nie być aż tak żądny krwi jak on. Lubię tę opowieść o dawnych dziejach, czuję, że w moich żyłach może płynąć jego krew (śmiech). Nie wiem, może babka tylko żartowała..
XL: Pracowałeś kiedyś w sex shopie.
To było całkiem niedawno. Miałem wtedy jakieś trzynaście lat. Pomagałem ojcu, do którego należy ten sklep. Traktowałem to jak zupełnie normalną pracę.
XL: Później zdecydowałeś, że zajmiesz się muzyką.
Tak naprawdę muzyką zajmuję się od zawsze — od kiedy miałem siedem czy osiem lat. Jednak w pewnym momencie musiałem postanowić, co będę robił w życiu — czy zacznę pracować, czy pójdę na studia...wtedy (miałem jakieś dziewiętnaście lat) postanowiliśmy z kumplami założyć HIM i zająć się tym bardziej poważnie.
Zabójcze serce
XL: Gatunkiem, który zaczęliście grać, był love metal. Co to właściwie jest?
To mieszanka czegoś lekkiego i ciężkiego jednocześnie. Jest w tym dużo z twardego, rockowego i metalowego grania i zarazem coś melodramatycznego w melodiach.
XL: Mówi się, że to muzyka tylko dla dziewczyn.
Ależ skąd, byłbym głupi, gdybym się tak ograniczał. Gramy dla wszystkich, bo to, o czym gramy i śpiewamy dotyczy wszystkich.
XL: Znakiem love metalu jest heartagram — połączenie pentagramu i serca. Widzę w tym konflikt.
Właśnie o to chodzi. Bo tak jak ci mówiłem, love metal jest połączeniem lekkiego z ciężkim, czegoś zupełnie łatwego i czegoś nie tak łatwego. To połączenie doskonałe: dwie niby zupełnie nie przystające do siebie rzeczy tak naprawdę pasują do siebie jak ulał - tak jak chińskie znaki Yin i yang.
XL: I dlatego patrzysz na miłość trochę inaczej niż to zazwyczaj jest w piosenkach pop.
Śpiewanie o świecącym słonku i śpiewających ptaszkach jest chyba okropnie nudne. Musisz mieć jakiś swój oryginalny punkt widzenia, żeby było to trochę bardziej intrygujące.
XL: Taka ciemna miłość i śmierć dla miłości, jak w piosence „Join Me” przypomina trochę historię Romea i Julii.
Bardzo lubię tę piękną historię. Jest ona jednak bardzo stara, a ja staram się znaleźć podobne motywy miłosne w świecie bardziej współczesnym.
XL: Czy twoje wiersze są zaczątkiem dla tekstów piosenek grupy?
Pisałem wiersze, kiedy bylem dzieckiem, teraz po prostu obserwuję, co się dzieje dookoła mnie, jak zachowują się ludzie i piszę o tym piosenki. Niestety, nie mam już czasu na pisanie wierszy — skupiam się raczej na muzyce i tekstach piosenek. Można powiedzieć, że cała poezja, która jest we mnie, realizuje się w muzyce.
Wspomaganie trunkami
XL: Jak się czujesz jako symbol seksu?
(śmiech) Wiesz, wcale nie zacząłem przygody z muzyką po to, by być uważanym za symbol seksu. To miłe, że ludzie uważają mnie za przystojniaka, ale tak naprawdę o wiele ważniejsze dla mnie jest granie muzyki niż półnagie sesje zdjęciowe i bycie na okładkach magazynów. Ale to wszystko jakoś wiąże się z muzyką. Wiadomo, że nikt nie chce wyglądać źle na zdjęciach. To, co ludzie pomyślą, gdy zobaczą cię po raz pierwszy na fotografii, jest bardzo ważne. Od tego zależy bardzo wiele dla sukcesu grupy. Jednak jakoś specjalnie mnie to nie wkurza. I tak płyta musi mówić sama za ciebie. Nawet jeżeli ktoś ją kupi, dlatego że spodoba mu się gość na okładce, to i tak w końcu włoży ją do odtwarzacza, bo przecież nie będzie tylko patrzył na fotosy w książeczce.
XL: Jesteś także porównywany do Jima Morrisona — ze względu na poetyckie teksty i na to, że na scenie występujesz z butelką wina w jednej ręce i z papierosem w drugiej.
Dużo jest ludzi, którzy piją czerwone wino, papierosy też są popularne (śmiech). Nie trzeba tego od razu łączyć z Morrisonem. To porównanie traktuję jako komplement. W sumie lepiej być porównywanym do Jima Morrisona niż do, powiedzmy, zespołu Aqua (śmiech). To mile, jednak ja nie znajduję zbyt wielu podobieństw pomiędzy mną a nim. Nawet nigdy nie bylem jakimś strasznym fanem The Doors ani tego, co robił Jim.
XL: A wiesz, że czerwone wino może działać jak afrodyzjak?
Pewnie. W ogóle alkohol jest afrodyzjakiem, podobnie jak wiele innych rzeczy. Nawet jedzenie. Ja na ogół piję czerwone wino na scenie z innego powodu — bo dobrze działa na głos. To chyba najlepszy napój dla śpiewających, bo kiedy na przykład pijesz piwo, chce ci się bekać. A to nie jest zbyt dobre na scenie, zwłaszcza gdy jesteś wokalistą i zachce ci się bekać w połowie słowa. Czerwone wino nie jest oczywiście jedynym napojem, jaki piję (śmiech).
Romans z X Muzą
XL: Jesteś fanem filmów Davida Lyncha. Czy to właśnie dlatego, że w jego „Dzikości serca” by ta piosenka Chrisa Isaaka „Wicked Game”, nagraliście ją na swoją pierwszą płytę?
Tak, miałem płytę z muzyką do „Dzikości serca" i widziałem teledysk Chrisa. Tak bardzo spodobała mi się ta piosenka, że ją nagraliśmy — myślę, że bardzo dobrze pasuje i do nas, i do płyty. W filmach Lyncha lubię przede wszystkim ten tajemniczy klimat, który panuje w jego wszystkich filmach (przepisałam to zdanie tak jak jest w gazecie). Nie widziałem co prawda jeszcze „Prostej historii", bo jeszcze nie ma go w kinach w Finlandii, ale to podobno jest zupełnie inny film. Moim zdecydowanym faworytem jest serial "Twin Peaks" - to chyba najlepsza rzecz, jaką zrobił Lynch
XL: Z kolei waszą piosenkę "Join Me" słychać w filmie Rolanda Emmericha "13th Floor".
To był zupełny przypadek. W lecie, kiedy siedzieliśmy w studiu i nagrywaliśmy płytę, zadzwonił do nas człowiek z wytwórni i powiedział, że jest taki film i czy byśmy chcieli, żeby była na nim nasza piosenka. Oczywiście, zgodziliśmy się, bo była to dla nas jakaś przygoda. Myślę, że to udana współpraca, film jest dobry, a "Join Me" świetnie do niego pasuje ze względu na klimat.
Zupełnie jak na żywo
XL: Powiedziałeś kiedyś, że wasza muzyka to spotkanie Entombed i Annie Lennox, Manowar, który gra Garbage. Czy nadal myślisz, że to dobrze opisuje waszą muzykę?
(śmiech) Sam nie wiem. Cały czas się rozwijamy, ciągle wszystko się w zespole zmienia, ale coś w tym rzeczywiście jest. To tak jak z heartagramem i love metalem w ogóle. Gramy metal, a śpiewamy w zupełnie tradycyjny sposób, zupełnie jak Frank Sinatra (śmiech). To połączenie zupełnie dziwne - jest coś z popu, coś z rocka, gotyku, hard rocka i metalu. Tak wiele elementów, że musieliśmy wymyślić do tego zupełnie nowy termin.
XL: Czy czujesz się w porządku wobec kolegów z zespołu, gdy media tak mocno eksponują ciebie, zupełnie zapominając o nich?
To się zmienia, ale na pewno jest łatwiej dla nowego zespołu, gdy pokazuje tylko jedną osobę. Na pewno łatwiej jest wtedy zwrócić uwagę na zespół. Bo ta osoba może stać się szybciej rozpoznawalna, być swoistym "znakiem firmowym zespołu". W sumie wszyscy razem w piątkę wyglądamy dosyć nudno i nieciekawie, więc myślę, że dobrze się stało.
XL: Czym twoim zdaniem różni się nowa płyta "Razorblade Romance" od pierwszej?
Jest znacznie lepsza (śmiech). Jej brzmienie bardziej przypomina nasze koncerty, jest więcej szybszych piosenek. To płyta bardziej imprezowa niż do słuchania w domu tak jak pierwsza. Myślę, że gdy zaprosisz do domu paru znajomych, napijecie się piwka i posłuchacie tej płyty, to tak jakbyście poszli na nasz koncert do klubu za rogiem. "Razorblade" jest na pewno bliższa ideału tego, co chciałbym robić, ale oczywiście trzecia płyta będzie jeszcze lepsza, bo musimy się rozwijać, nie możemy stać w miejscu i powtarzać ciągle tego, co już raz zrobiliśmy. To by znudziło słuchaczy i zespół.
XL: No, i piosenki znacznie lepiej do siebie pasują. Pierwsza płyta była trochę poszarpana...
Racja. To był nasz debiut, byliśmy młodzi i niedoświadczeni. Nie wiedzieliśmy, jak się nagrywa płyty. Piosenki powstawały w dużych odstępach czasu. Potem dużo koncertowaliśmy, byliśmy ze sobą bez przerwy, więc lepiej się znamy i rozumiemy. Nowa płyta jest bardziej zwarta i przemyślana. A to dobrze.
Mity i hity
XL: Na ogół zespoły z Finlandii kojarzą się ze wszelkimi ekstremami, głównie metalowymi. Czy myślisz, że HIM może przełamać ten stereotyp?
To nieprawda. W Finlandii jest zupełnie normalna scena muzyczna - są zespoły pop, muzyka dla dorosłych, disco, rock.. Może nich nie wiadomo zagranicą, bo nie śpiewają po angielsku, a znane są ekstremalne metalowe zespoły angielskojęzyczne
XL: Jest też stereotyp alkoholika...
I to gówno prawda, przynajmniej tu, gdzie mieszkam, w Helsinkach. Inaczej może być na północy - tam jest trochę bardziej dziko. Ale w stolicy już wcale nie pije się tak dużo, jak ludzie myślą.
XL: Czy myślisz, że zespołowi z Finlandii trudno jest wybić się i przezwyciężyć monopol muzyki angielskiej i amerykańskiej?
Dobra piosenka to dobra piosenka i nieważne, skąd pochodzi. Może oni mają więcej pieniędzy na promocję, ale mam nadzieję, że uda nam się pokazać, że zespół z Finlandii może być tak popularny jak zespół angielski, a ludzie zwrócą uwagę na to, co dzieje się w krajak skandynawskich. Przecież jest trochę naprawdę znanych zespołów ze Szwecji - Cardigans i Roxette mają fanów w całej Europie, chociaż na pewno wielu ludzi z pogardą mówi: ro Szwedzi.... Popatrz na przykład na Abbę - to przecież klasyk, solidny szwedzki produkt (śmiech).
Lista przebojów (przepraszam za uciętą stronę, ale magazyn ma format trochę większy niż A4)
+ reklama Razorblade Romance