czwartek, 12 września 2019

Metal Hammer Polska Nr 172 10/2005

Najsłynniejsi Finowie love metalu wydali piąty album w swojej dyskografii. Już w drugiej połowie września „Dark Light” kupić można było w każdym dobrym sklepie muzycznym. Muzycy postanowili zaserwować swoim fanom prawdziwy przedsmak jesienno - zimowej trasy koncertowej. Zanim zespół wyruszył na koleiny podbój Wielkiej Brytanii i reszty  Europy, o USA nie wspominając, fani zamieszkujący ziemie Starego Kontynentu mieli  okazję zobaczyć HIM na kilku kameralnych występach. Ville i jego drużyna odwiedzili m.in. Holandię, Hiszpanię, Włochy, ale także... Słowację.





Swoje chwalicie, cudzego nie odwiedzacie...

Niestety, nikt nie okazał się na tyle wspaniałomyślny, by Skandynawów zaprosić do Polski. Ci, którzy wiedzieli o występie i do skarbonki odłożyli trochę złotówek, zapewne udali się do Bratysławy. Pozostałym wydawać by się mogło, nie pozostało nic innego jak w niedoli ocierać łzy. Tymczasem, mam dla Was rewelacyjną wiadomość - Gas, doskonale znany perkusista kapeli, obiecał mi, że już w pierwszych miesiącach nowego roku dołoży wszelkich starań, by przyjechać do kraju nad Wisłą i zagrać dla polskich fanów. A wiadomo - skoro przyjedzie Gas, to zobaczymy też, jak zawsze tajemniczego, Villego V.

Zastanawiałam się, skąd właściwie pomysł na zagranie takiej „przedtrasy” . Znane są występy np.: Maxa Cavalery, który podczas trasy koncertowej promuje materiał z jeszcze nie wydanych albumów. Z HIM jest jednak inaczej, gdyż zespół postanowił... No właśnie, cóż takiego? Gas: "Głównym założeniem tej mini - trasy było pokazanie się w większych miastach Europy i oswojenie widowni z niewielką częścią nowego materiału. Poza tym, chcieliśmy też zwiedzić nasz kontynent. Z reguły, gdy jesteśmy w trasie, gramy 3 — 4 koncerty i mamy jeden dzień przerwy. Tym razem po każdym występie mamy dzień, dwa przerwy. Taki system podoba mi się o wiele bardziej. Mogę zwiedzać miasta, w których przebywamy".


Dodać należy, że równie ważnym aspektem mini — trasy jest granie koncertów w miejscach niewielkich, gdzie z reguły występują gwiazdy zdecydowanie mniejszego formatu. Siedzisko, jakie na każdym koncercie zajmuje Gas choć oddalone od początku sceny, zdaje się być doskonałym punktem obserwacyjnym. Czy lepiej grać w niedużych klubach niż na ogromnych festiwalach, których swoją drogą HIM zaliczył już krocie? Wystarczy wymienić choćby Download Festiwal, Rock Am Ring, czy wielki Roskilde Festival. Gas: "Jeśli chodzi o koncerty, to zdecydowanie wolę grać w małych klubach. Głównie ze względu na kontakt z publicznością. Przed wielką, festiwalową sceną zawsze stoi mnóstwo fotoreporterów, którzy błyskają w oczy leszami, zakłócają relacje z publiką, psują klimat. Generalnie, w klubach gra się przyjemniej. Poza tym nagłośnienie jest zdecydowanie lepsze, można dobrze dostosować dźwięk, przeprowadzić próby dźwiękowe. Na festiwalach z reguły brakuje na to czasu, a gdy wieje, dźwięk jest fatalny".

Kto na zimne dmucha, temu wiatr w oczy nie wieje. Najnowszy album HIM trafił do sklepów 26 września. Podczas „przedtrasy” zespół prezentował niewiele utworów z najnowszego albumu. „Gramy trzy piosenki - potwierdza Gas - Najnowszy singiel „Rip Out The Wings Of A Butterfly" oraz „Vampire Heart" oraz „Killing Loneliness'. Jak przystało na HIM, tytuły zioną patosem... Gas: "Hah, jak zawsze! Chcieliśmy grać trochę więcej nowego materiału, ale zrezygnowaliśmy ze względów bezpieczeństwa. Fani zawsze nagrywają koncerty, potem publikują je w sieci. Nie trzeba było długo czekać, by te trzy piosenki szybko znalazły się w Internecie. Nie byłoby nam zbyt miło, gdybyśmy wiedzieli, że nasz nowy album, jeszcze przed premierą można było ściągnąć z netu. Oczywiście, po premierze będzie to, niestety, normalne".

Sprawa Internetu jest dość kontrowersyjna. Z jednej strony dzięki niemu zespoły zyskują na popularności. Z drugiej jednak, istnieje niebezpieczeństwo kradzieży piosenek. Gas ma wiele wątpliwości na temat potęgi sieci. "Internet jest i dobry i zły. Sam surfuję po sieci w poszukiwaniu dobrych płyt. Gdy coś mi się spodoba, idę do sklepu i kupuję dany album. Nasze krążki są dość drogie, czasem trudno je dostać, dlatego ludzie ściągają je z sieci. Najgorsze jest dla mnie to, że w niektórych krajach ludzie ściągają nasze płyty po to, by sprzedawać je na czarnym rynku". Pre—tour stała się prawdziwą furorą.  Zresztą, w sprawie HIM żadna to nowość — bilety na ich koncerty sprzedają się jak świeże bułeczki. Jak fani reagują na no", mocno melodyjny, materiał? „Piosenki bardzo się ludziom podobają, doskonale znają już słowa do nowego singla. Nie mogę się doczekać, gdy wyruszymy w trasę i zaprezentujemy im też pozostałe utwory".





Dziesięć piosenek nowy album czyni... 


"Nie chcę się przechwalać, ale sądzę, że nowy krążek jest najlepszy w naszej całej dyskografii" - tym zdaniem podsumował Gas najnowszy produkt HIM. Moja riposta była natychmiastowa: Hah, każdy to mówi o swoim najnowszym albumie! Na co perkusista zebrał się na dłuższą wypowiedź. "Być może, aleja naprawdę tak sądzę! Dla mnie jest to płyta, której słuchałem najdłużej po jej nagraniu. Pozostałe rzucałem w kąt już po tygodniu, tą jednak tłukę cały czas. Myślę, że wynika to z faktu, że utwory na „Dark Light" powstawały zaledwie w przeciągu miesiąca. To znaczy, Ville pisał je przez jakiś rok, jednak praca w studiu trwała właśnie około 30 dni. Normalnie, krążek nagrywa się przez kilka miesięcy, nawet rok. Tym razem trwało to krótko, przez co materiał brzmiał dla nas bardzo świeżo. Gdy ukazał się „Deep Shadows and Brilliant Highlights", piosenki z tego albumu znaliśmy już doskonale. Nagranie tego materiału zajęto nam wtedy bardzo dużo czasu i zanim je wydaliśmy minął dobry rok. Gdy płyta trafiła do sklepów, był to już dla nas stary materiał. Z „Dark Light"jest zupełnie odwrotnie". Piąty longplay w karierze miłosno - metalowych Finów zawiera dziesięć premierowych kompozycji. Są to między innymi tytułowe „Dark Light", „Behind The Crimson Door", i znajomo brzmiąca nazwa, choć melodycznie zdecydowanie inne „The — Side Of Eden” . Dla mnie krążek ten jest zdecydowanie melodyjny, Gas zauważa w nim zupełnie inną cechę. "Myślę, że nowy album jest najmocniejszy, jaki do tej pory udało nam się nagrać. Są tam iście heavy metalowe wstawki. Krążek nagrywaliśmy trochę inaczej. Najpierw nagraliśmy piosenki na taśmę. Przez kilka dni słuchaliśmy ich i wyłapywaliśmy wszelkie niedociągnięcia, spisywaliśmy pomysły dotyczące ich przearanżowania”. Jakie aspekty decydują, który kawałek wybrany zostanie na singiel?  "Staramy się decydować o tym wspólnie, choć ostateczne słowo przypada Villemu i producentom. Gdybym to ja miał decydować o wyborze utworu na singiel promujący najnowszy album, wybrałbym „Under The Rose". Uważam, że ta piosenka ma intrygujący refren, łatwo wpada w ucho, gdy słucha się jej w radio... Drugi, też bardzo dobry kawałek to „Killing Loneliness". Na razie jednak jeszcze nie wiem, który utwór wybierzemy na drugi singiel. Być może będzie to któryś z tych dwóch. Będę o to zabiegał". 


Najczęstsze epitety jakimi opisuje się współczesny świat przybierają znaczenie ciemnych barw, negatywnych skojarzeń, pesymistycznych myśli. Cóż to za ciemnie światło, jakie rzuciło cień na krążek Skandynawów? "Hmm... To było pytanie do Villego. Daj mi sekundkę, by o tym pomyśleć.. Moja interpretacja różni się zapewne od wizji Villego. Dla mnie tytuł ten odnosi się do tego wszystkiego, co dzieje się na świecie. Jakby wszystko spowite było czernią. Spójrz co się dzieje — tragedia tsunami, huragan i powódź w Nowym Orleanie, te wszystkie wojny. Naprawdę, niewiele dobrych rzeczy dzieje się na Ziemi. Większość to niestety dramaty niewinnych ludzi". 


Gdzie muzyków pięciu, tam nie ma czego słuchać...


Ville Valo, charyzmatyczny wokalista HIM, pełni rolę niekwestionowanego lidera zespołu. Z czystym sumieniem stwierdzić można, że to dzięki niemu Finowie odnoszą taki spektakularny sukces. Nie chodzi już tylko o chwytliwe melodie i łatwo przyswajalne teksty. Dziewczyny szaleją za intrygującym spojrzeniem frontmana, za jego niby — nihilistyczną postawą. Valo uosabia rock and rollowca buntownika, który głęboko pod skórą zostaje XIX—wiecznym romantykiem, poetą, kompozytorem. To idol nastolatek przeżywających jakże straszliwy ból, które przecież swoją postawą krzyczą światu zdecydowanie NIE, z drugiej strony błądzą w poszukiwaniu namiętnego uczucia. Androgeniczny Valo nie musi podobać się każdemu, jednak każdy przyznać powinien, że ten facet nie jest wytworem show biznesu. Choć za zespołem HIM nie przepadam, to z całym szacunkiem uważam, że jego frontman wykazuje wybitny talent muzyczny. Doskonały słuch, dar niebios w postaci przynajmniej dwuoktawowego głosu oraz zdolności kompozytorskie to niekwestionowane atuty tego muzyka. Słowa te potwierdza sam Gas, który gra z Ville już od przeszło sześciu lat. "Zespół nie komponuje piosenek, to zadanie Villego. On wymyśla melodie, przedstawia główny zamysł utworu, a potem wszyscy razem nad nim pracujemy, jammujemy. Ville przynosi na próby pomysł melodii, gra na i śpiewa. Gdy dany kawałek nam się spodoba pracujemy nad nim, ja dogrywam perkusję, a reszta chłopaków swoje partie muzyczne. Taki sposób gry zdaje się doskonale funkcjonować. Wiesz, to są jego kompozycje i ostatnie słowo wo zawsze należy do niego. Oczywiście są rzeczy, które mnie wkurzają. Czasami daję mu wskazówki, co bym zmienił, a czego bym nie wyrzucał. Ville słucha się mnie, ale czasem też robi po swojemu i to nie zawsze wchodzi na dobre. Dziś jednak współpracuje nam się o wiele lepiej, niż dawniej. Do HIM dołączyłem dopiero przy tworzeniu „Razorblade Romance" i przy tym albumie też nie miałem zbyt wiele do powiedzenia. Po prostu dograłem swoje partie w studiu. Dziś słyszę, że krążki HIM nie są tylko pomysłem Villego, ale też naszym. Wczuwam wyraźnie efekty naszej współpracy".


Czy to znaczy, że Valo objął w zespole władzę absolutną i nikt nie ma prawa wtrącić swoich trzech, muzycznych groszy? "Wiesz, prywatnie komponuję piosenki od dwudziestu lat. Jednak, jeśli chodzi o HIM nie bytem w tej kapeli od początku, tak jak mówiłem doszedłem dopiero po nagraniu pierwszego albumu („Greatests Love Songs, Vol.666, przyp.red.). Gdy rozpoczynaliśmy pracę nad kolejnym krążkiem, okazało się, że Ville miał już cały materiał skomponowany. Nie musieliśmy nic poprawiać, nie było potrzeby, by komponować te utwory od nowa. Wszystkim bardzo spodobały się kawałki Villego, więc po prostu je zagraliśmy. Poza tym HIM to dziecko Villego, które jakby wspólnie wychowujemy".






Niedaleko pada wytwórnia od wytwórni...

„Dark Light” jest pierwszym albumem Finów nagranym w Stanach Zjednoczonych. To krążek, którym zespół ma zamiar podbić serca amerykańskich miłośników melancholijnych tonów. Ameryka to dla wielu synonim dobrobytu i splendoru. Tam bardzo łatwo stać się gwiazdą — tak przynajmniej przyjęto się w zbiorowej świadomości Europejczyków. Wiele tych stereotypów jest wyssanych z palca, jednak faktem jest, że dla zespołu ze Starego Kontynentu sukces za Oceanem to spełnienie najskrytszych marzeń. "Myślę, że w Stanach nie jesteśmy na razie popularni- twierdzi Gas. - Jesteśmy w trakcie zdobywania rozgłosu, to dopiero nastąpi. W sumie, mogliśmy już dawno ruszyć na podbój USA, ale BMG nigdy nie chciało nas tam wydawać. Promowali nas za to w Japonii. Do dziś nie potrafię zrozumieć, dlaczego działali w taki sposób. Teraz stratujemy za Oceanem z czystą karta, z zerowej pozycji. Mam nadzieję, że wysiłek, który do tej pory włożyliśmy w podbój USA nie pójdzie na marne.  Trudno jednak przewidzieć, jak wszystko potoczy się dalej. Wydaliśmy w Ameryce dopiero pierwszy album. Musimy poczekać może do zimy, by dowiedzieć się, czy Amerykanom spodobała się nasza muzyka Sądzę, że w tym wypadku Internet byt akurat pomocny. Wielu poznało nas w Stanach właśnie dzięki niemu. To doskonalą promocja. Pamiętam pewną zabawną sytuację, podczas pierwszej, amerykańskiej trasy koncertowej. Pierwszy koncert graliśmy w Nowym Jorku. Setlista składała się w dużej mierze z kawałków pochodzących z „Love Metal", do tego dołożyliśmy chyba „Join Me" oraz „Right Here In My Arms", to tyle. Wydaje mi się, że „Love  Metal" wydał w Stanach Universal, o czym nie wiedzieliśmy. Naszym celem była wtedy promocja tego krążka. Gdy zaczęliśmy występ, okazało się, że ludzie znają słowa i śpiewają razem z Ville. Byliśmy zszokowani, w życiu się tego nie spodziewaliśmy. To niesamowite, że jedziesz na drugi koniec świata, a ludzie znają twoje piosenki". 

HIM zakończył współpracę z BMG. Od tego roku zespół nagrywa dla mniejszej wytwórni, Sire Records, będącej częścią ogromnej korporacji Warner Bros. Czy w związku z tym, zaszły jakieś zmiany w tworzeniu piosenek, czy choćby wewnątrz kapeli? "Nie, nie zauważyłem jakichś znaczących zmian. BMG Jest równie ogromną wytwórnią jak Warner. Sire Records jest małe, podlega Warnerowi. Mimo to, jesteśmy niezależni. Sire nie podpisuje wielu kontraktów, nagrywa dla nich może około dziesięć zespołów. Sądzę, że ta firma zatrudnia około dziesięciu osób. To jednak wystarczy, by sprawnie działać. Zawsze, gdy potrzeba pomocy, mogą zgłosić się do Warner Bros., którego są przecież częścią. To doskonałe rozwiązanie —jesteś częścią wielkiej machiny, ale mimo wszystko zachowujesz niezależność. Cieszę się niezmiernie, że nagrywany waśnie dla Sire, a nie dla Warnera, który ma pod swoimi skrzydłami sto albo i więcej zespołów. To była dobra decyzja. Sire może skupić się tylko na nas, nie jest rozrywany między mnóstwem innych bandów. Ma więcej czasu dla HIM, bez ciśnień może omówić z nami najmniejsze szczegóły produkcji. Czujemy się docenieni i wiem, że się o nas dba. To bardzo ważne".

Jeśli już mowa o wytwórniach, warto wspomnieć o tej, która stanowi własność samego Valo. Okazało się, że pomysł, by założyć własną firmę fonograficzną, przyszedł liderowi w dość niewygodnych okolicznościach... "Ville straszliwie spił się pewnego wieczora, poszedł spać i rano obudził się z wielkim kacem. Wtedy właśnie przyszedł mu do głowy pomysł, by założyć wytwórnię i nazwać ją Heartagram".

Nadzieja matką...

"Moim celem zawsze było granie muzyki. Gdy byłem mały koniecznie chciałem się nauczyć grać na instrumencie, bo wiedziałem, że to jest właśnie rzecz, którą chcę w życiu robić. Kiedyś pracowałem na rusztowaniach i zawsze po pracy grałem muzykę, ćwiczyłem do upadłego. Mam to po prostu we krwi, Od '99 nie zajmuję się niczym innym i czuję się tak, jakby moje najskrytsze marzenie wreszcie się spełniło. Muzyki nigdy nie traktuję jako środka do zarabiania pieniędzy. Zawsze gram melodie bliskie memu sercu. Nigdy nie nastawiam się na tworzenie muzyki po to, by zbijać na niej kasę. Gram to, co mi się podoba, muzyka to nie synonim pracy. To po prostu pasja, dzięki której przy okazji mam z czego żyć" — z przejęciem opowiada Gas.

Dla wielu melomanów HIM to sztandarowy przykład komercjalizacji muzyki, "Właściwie nie wiem, co według ciebie jest komercją"- Gas spytał  z nadzieją w głosie, że oświecę jego umysł moim marnym tokiem rozumowania. Wyjaśniłam zatem, że dla mnie komercja to między inny mi fakt, że nastolatki chodzą po ulicach w koszulkach z podobizną Villego lub kupują kubki, etui na komórki, majtki z Heartagramem lub nazwą HIM. Muzycy nie skupiają się wtedy tylko na muzyce, ale także na wszelkich dobrach, które świetnie się sprzedają, a mają na celu jak najszybszą popularyzację zespołu. „Nie widzę w tym nic złego, dopóki fani chcą takie rzeczy kupować i mają do nich dostęp - odparł mój rozmówca. — Nikt nikogo nie zmusza to kupna tych produktów".




Na szczęśliwy koniec - happy end

"Nie jestem pewny, czy czasami nie odwiedzimy Polski podczas najbliższej rasy koncertowej, którą notabene, rozpoczynamy w lutym, najprawdopodobniej w Niemczech". - stwierdził Gas. Uzmysłowiłam mu, że mają „tutaj naprawdę ogromną ilość fanów, czekających na Was z wypiekami na twarzach!” Zarówno perkusista jaki reszta kapeli doskonale zdają sobie sprawę z tego faktu... "Wiem.. .Byliśmy już kiedyś w Polsce, w 2000 roku. Niestety, nie pamiętam zbyt wiele z tego pobytu, gdyż zostaliśmy w kraju zaledwie kilka dni. Jedyne, co dość dobrze poznałem, to widok z pokoju hotelowego i miejsce, w którym graliśmy (warszawski klub Stodoła, przyp.red.). Dwie rzeczy zapamiętałem jednak wyjątkowo  dobrze — macie bardzo dobry chleb i piękne kobiety!". 

Myślę, że ten ostatni argument przeważy szalę z propozycją koncertu na polskiej ziemi. Na zakończenie poprosiłam Gasa o przestanie dla fanów w RP. Cóż, może nie zabrzmiało ono zbyt oryginalnie, ale na pewno ma w sobie wymiar ponadczasowy, który każdy z nas powinien wziąć sobie głęboko do serca. Gas: „Make love, not war'". Obiecujesz, że przyjedziecie do Polski? „ W lutym zaczynamy regularną trasę po Europie i jestem raczej pewien, że odwiedzimy Polskę! Na pewno weźmiemy to pod uwagę!” Nie pozostaje nic innego, jak regularne odwiedziny strony www.heartagram.com i przeglądanie działu koncertowego...

Rozmawiała: Ewelina Potocka